Jak słyszę "za chlebem" to mam ochotę chlastać po gębie tych, którzy wzdychają za USA.
$3.99 za bochen razowy.
Tu płaci się sowicie za zdrowie ale lukrowany pączek pyzaty plus film w Netflix'ie to może dolar z kawałkiem. Sofę można na raty kupić albo jak ktoś ma wolę, w dobrym Goodwill'u, za srogie centy - mebel warto mieć czy jesz pączki czy razowca. Matematycznie i leniwie dużo tłuściochów wychodzi by żelatyny krokiem ruszyć w stronę Dick's'a, legendy Stanu Waszyngton.
Good Morning, Seattle!
Chciałbym zapieć jak Robin Williams w pewnym filmie o podobnym tytule. Godzina 6 minut 30. tvn24kropkapeel. Władimir Hijo de Grandísima Puta gra Zachodowi na nosie; PieS warczy na łańcuchu grubasa kurdupla, kąsa przy Wiejskiej ulicy miasta Warszawy; Efekt Cieplarniany i jeszcze tylko czekam aż zima zaskoczy drogowców.
Zwlokłem się z łóżka. Ciemna piwnica, ciemne skarpetki - nie mogę znaleźć. Klnę pod nosem. Niedokarmiane płótna na olej czekają głodne lniany. Odwracam wzrok, póki co ubarwiam tylko język.
Ciemne skarpetki mokre na bladych stopach zimnych. Chłodne jajko twarde z drogiego razowca miękiego własnie wysypało się.
Biegnę "na autobus". Tak zaczynam swój biathlon. Zaraz czeka mnie ciężarów dźwiganie.
Docieram do Sodo. Metamfetaminowy raj. The tweakers w letargu gdzieś pod asfaltem, cienie wyjdą na żer po południu, o nieludzkich godzinach wczesnych.
Colorado Street - kolejowych korowód torów niekolorowych, zabiera mnie pod numer 4635.
Zanim chycę meble, tudzież pakunki paczki by nabrać tężyzny i od dźwigania..pleców bólu; biegiem się puszczę do Marathonu - z silnikiem Diesel'a, pojazdu dostawczego.
Derek Urban Delivery Service firmę atlety formą firmuje. Babcia Ruby nieświętej pamięci, na drugie Lee wnukowi dała. Codzienny pacierz do Roberta E. Lee generała, poranny- Wróć murzyna w kajdanach żelaznych. W złotych łańcuchach spełnienie babcinej modlitwy chodzi. De'Anthony się zwie i $12.5, co godzinę, Derek Lee Duryea mu za tę biżuterię płaci.
Łańcucha nie mam ale powiedzieć żem biały, nie powiem.
Szary wracam do domu z pracy na czarno. Słońce grzeje tak jak 3 narkomanów heroinę w vanie zaparkowanym gdzieś w okolicach Spokane i 4th Avenue. Z Sodo na Północ do Dexter Avenue (Queen Anne) dostać się muszę.
Najpierw Downtown.
Heroiny amatorów zombie wcielenia wyparły tu hordy metamfetaminy upiorów. Monolog/dialog demona z ciałem, które przez moc kryształu posiadł. Kiwa, trzęsie się, w spazmach gderliwe ciało kruche. Narkotykiem silne, chichot z piersi wklęsłej wydarło. Zamykam oczy. Czy ja śnię? Czy normalny jedyny jestem? Może nienormalny nieliczny..jeden. W autobusie.
"This is stalkin'..they call it stalkin' " - powtarza pani murzynka głosem Tanity Tikaram, narkotyczna tantra.
Jesień.
Deszczem Seattle płacze, nabytą ma wadę serca - całe Downtown to chory organ. Nie znalazło miasto Religi Zbigniewa, na OIOMie nie czeka na przeszczep. Z taką wadą można żyć (ile?). Przypudrujemy trochę prorodzinną, niską zabudową dzielnic bogatych. Pani przedszkolanka miła, jointa nie rzuci, na chodniku nie zadepczę, bo to co Jaś znajdzie grająć w klasy, być może John sprzeda małoletnim, mając doświadczenie klas wielu..i nauczy się dziatwa by nie rzucać kiepów na ulicę, bo marihuana jest legalna w Stanie Waszyngton..
Granada w oparach haszyszu, na głoda tapas i piwo 4%. Taki na malafollá sposób.
Polska jak to Polandia. Wóda..chlanie. Stadionowi ułani bez skrzydeł i bez rodowodu..powodu.
A Seattle..zaropiała żyła University Way..The Ave. Tędy płynie heroina nieprzerwanie, transfuzją sączy się w Frankensteina eksperymenty nieudane. W latach 90tych ubiegłego wieku ludzie wykańczali się przy grunge'u i punk rocku. Niewiele się zmieniło. Może poza tym, że w radiu uniseksualny głos muzyki popularnej przeważa.
Słowo grunge w brudnych zlewach narodziło się; w zatkanych brodzikach zapyziałych zupą gęstą osiadło by wzbudzać obrzydzenie wśród mieszkańców amerykańskiego Pacific Northwest. Sedyment wybieliła piosenka Bleach Nirvany, tak jak inne innych wielkich małego Seattle. Melvins? Na koncercie w sobotę byłem, potwierdzam. Chociaż to bardziej stoner rock.
A w Marathonie płynie techno. Jem drogą kanapkę, by mieć energię do dźwigania drogiej kanapy; mebla, który zaraz dostarczymy do bogatego klienta w Bellevue, a może Belltown. Załkałem w Issaquah, bo plecy mnie bolą pod koniec dnia pracy. Niczym Wiedźmin przez Downtown przemknąłem.
Dexter Avenue.
Sanktuarium zachodzącego nad Jeziorem Union słońca.
Chcę popisać, porysować pragnę. Od niechcenia położe się.
Ciemne skarpety mokre na bladych mych stopach zimnych. Niech pozostaną splecione w uścisku nieromantycznym. Lodowaty kominek straszy bezzębną paszczą swą. Ja momentalnie zasypiam.
W niemytym zalega zlewie grunge.